Poranek był okropny. O ile można to nazwać porankiem.
Wstałam z okropnym bólem głowy około godziny czternastej. Ciężko było mi się
przyzwyczaić do wirujących ścian i przedmiotów w moim domu, jednak po dłuższym
czasie chwytania się wszystkiego, żeby tylko się nie przewrócić, udało mi się
wrócić do normalnego stanu. Amy oczywiście obudziła się wcześniej ode mnie i
kiedy weszłam do kuchni zobaczyłam zrobione przez nią śniadanie, a ona sama
siedziała przy stole i bawiła się kluczami. Wyprostowała się i uśmiechnęła się
do mnie szeroko.
- Księżniczko najdroższa,
śniadanie już gotowe! – powiedziała z udawaną
powagą unosząc głowę do góry.
- Ależ dziękuję bardzo. Byłabym Ci
jeszcze bardziej wdzięczna gdybyś mówiła trochę ciszej. – wymruczałam, na co
Amy jedynie zacmokała kilkakrotnie i kiwnęła głową. Od razu poszłam napić się
wody. No tak, wczorajszy alkohol dawał mi się dzisiaj we znaki i od samego rana
złapał mnie kac. No pięknie – pomyślałam – ledwo żyję, a jeszcze dzisiaj mam
spotkanie. Odwróciłam się w stronę przyjaciółki, która była w o wiele lepszym
stanie ode mnie. Cały czas przyglądała się moim ruchom i kręciła głową.
- No nieźle wczoraj zabalowałaś. –
zaśmiała się.
- No najwidoczniej. – pochwyciłam jedną
kanapkę z blatu kuchennego i dosiadłam się do stołu. – Kurczę, przed spaniem
długo myślałam o tym chłopaku. Wydawał się być okej.
- Tym z którym wczoraj spędziłaś
większą część imprezy? Wiesz w ogóle jak ma na imię? – zauważyłam jak oczy Amy
robią się większe z zaciekawienia.
- Mmm, nie do końca. – ugryzłam kawałek
kanapki, a kiedy go połknęłam, kontynuowałam – Nie chciał podać swojego
imienia. Przedstawił się jako Potter.
- Potter. – powtórzyła szeptem i
wbiła wzrok w jakiś przedmiot w oddali. – Nie kojarzę.
- Nic dziwnego. – zaśmiałam się. –
Podaliśmy wymyślone przez nas samych pseudonimy. Trudno, żebyś kogoś takiego
znała. No chyba, że myślisz o Harry’m Potter’ze. Ja na przykład podałam się
jako Kira. – wzięłam do ust kolejny kawałek kanapki. Amy natomiast zastanawiała
się nad czymś. Nie chciałam jej przerywać, dlatego w spokoju kończyłam jeść
śniadanie. Potter… Ciekawe czy jeszcze kiedyś go spotkam. Bawiłam się z nim
świetnie. Te miłe słówka, zabawne teksty, jego smukłe dłonie wokół mojej talii,
ciepły oddech na mojej szyi. Nie znam jego imienia. Nawet nie wiem jak wygląda
bez maski, bez kolorowych światełek dyskotekowych rozmytych na policzkach.
Gdybym nagle stanęła przed nim na ulicy wątpię czy bym go rozpoznała.
- A może on ma na nazwisko Potter?
Przecież akurat ono jest dość popularne
w Anglii. – powiedziała po chwili rozpromieniona Amy, która lekko kiwała się na
boki. Zaczęłam się nad tym zastanawiać. Może moja przyjaciółka ma rację. Może
akurat to jego nazwisko. Tylko szkoda, że dużo mi ono nie mówi, a osób o nazwisku
Potter będących mniej więcej w naszym wieku jest od groma, więc jeśli już
miałabym go znaleźć musiałaby spędzić nad tym mnóstwo czasu. Z resztą… Po co
mam go szukać? No tak Martina, nie
udawaj, że Ci się nie spodobał. Był świetnym kompanem do rozmowy, to tyle. Tak, tak wmawiaj sobie dalej. I tak już
go pewnie nigdy nie zobaczę, więc koniec tematu. Londyn jest duży, mnóstwo jest
w nim miejsc wszelakiego pokroju, to niemożliwe, żebym go jeszcze kiedyś
spotkała. Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Spojrzałam na Amy, która
wydawała się równie zaskoczona jak ja. Wstałam z krzesła i nie spiesząc się
poszłam otworzyć.
- Dzień dobry Martino. – od progu
przywitał mnie promienisty uśmiech Jake’a, asystenta mojego menadżera. – Pan Stevens
prosił abym przekazał Ci tę kartkę z informacjami o dzisiejszym spotkaniu.
Ponadto masz stawić się u niego jutro z samego rana.
- Dzięki. Na pewno się zjawię.
Wolę go nie wkurzać. – zaśmiałam się. – To wszystko?
- Eee, niezupełnie. – podrapał się
po głowie. – Spotkanie ma odbyć się w restauracji Aven za godzinę. Z polecenia
pana Stevens’a mam Cię na nie zawieźć, więc idź się zbieraj, a ja poczekam w
samochodzie.
- Nie wygłupiaj się. Wejdź do
środka. – chłopak uśmiechnął się do mnie szeroko, a ja przepuściłam go w
drzwiach, a potem zaprowadziłam do kuchni, gdzie Amy nadal siedziała przy
stole. – Wy już się znacie, więc nie muszę was sobie przedstawiać… Poczekajcie
tu chwilę na mnie. Ja idę się przygotować.
Pobiegłam do garderoby, aby móc
jak najszybciej się przygotować i nie zostawiać ich za długo sam na sam. Wiem,
że Jake i Amy nie pałają do siebie miłością, a wręcz przeciwnie – szczerze się
nienawidzą. Sama nie wiem czemu. Kiedy pytam o to, oboje od razu zmieniają
temat. Trochę dziwnie czuję się w takiej sytuacji, zwłaszcza, że moja
przyjaciółka, jak i Jake, z którym zdążyłam się już zaprzyjaźnić, często u mnie
bywają. Dość często się nad tą ich wzajemną nienawiścią zastanawiam. Może oni
znali się wcześniej i coś się wtedy między nimi wydarzyło? Pamiętam dzień kiedy
ich sobie przedstawiłam. Od razu było widać, że coś jest nie tak. Amy była
szczęśliwa, kiedy przyszła do mnie, aby poznać asystenta mojego menadżera,
jednak kiedy się on pojawił w drzwiach przyjaciółka mocno ścisnęła wargi, które
ułożyły się w jedną, prostą kreskę. Powiedziała, że zapomniała o jakimś bardzo
ważnym spotkaniu, na które jest już spóźniona i nie czekając długo wyszła ode
mnie z domu. Sam Jake dziwnie się po tym wszystkim zachowywał. Jednak zbyłam
to. Wydawało mi się, że Amy na serio z kimś jest umówiona, a chłopak po prostu
zmieszał się tym, że dziewczyna uciekła na jego widok.
Po
kilku chwilach spędzonych w garderobie ubrałam czarne dżinsy, niebieską
koszulę, a na wierzch przyrzuciłam czarną skórzaną kurtkę, w której byłam
poprzedniego wieczoru na imprezie. W łazience rozczesałam proste włosy i
zrobiłam lekki makijaż. Kiedy uznałam, że jestem gotowa poszłam do kuchni,
sprawdzić czy Jake i Amy przypadkiem się nie pozabijali. Na moje szczęście
oboje siedzieli przy stole. Dziewczyna nadal bawiła się kluczami, natomiast chłopak
szukał czegoś w telefonie. Widać było, że robi to tylko dlatego, by nie
prowadzić rozmowy z moją przyjaciółką.
- No to jestem gotowa. –
powiedziałam, stając przed nimi. – Jake, ile jedzie się do tej restauracji?
- Jakieś piętnaście minut. –
odpowiedział podnosząc głowę, aby na mnie spojrzeć. Uśmiechnął się lekko i
zmierzył mnie wzrokiem z góry na dół. Najwidoczniej nie wyglądałam aż tak źle,
bo jego usta ułożyły się w jeszcze większy uśmiech. – Jak wyjedziemy za
kwadrans to zdążymy idealnie.
Kiwnęłam głową na znak, że
rozumiem, a potem poszłam jeszcze raz do garderoby po bransoletkę, bez której
by się nie obyło. Kiedy wychodziłam włożyłam ręce do kieszeni kurtki, aby
sprawdzić czy tam coś się nie zawieruszyło. W jednej z nich poczułam jakąś nie
wielką karteczkę. Kilka razy przejechałam po niej kciukiem, a potem wyciągnęłam
ją. Moim oczom ukazał się bilet wstępu na imprezę, a na jego odwrocie widniał kilkucyfrowy
numer z dopiskiem „Mam nadzieję, że
zadzwonisz. Potter”. Kiedy on zdążył to napisać i włożyć mi do kieszeni?
Wpatrywałam się przez jakiś czas w numer. Czy zadzwonię? Nie mam pojęcia. O
ironio, jeszcze przed chwilą chciałam go zobaczyć po raz kolejny, a gdy mam
jego numer nagle zaczynam się wahać… Amy stanęła przede mną z torebką w ręce.
- Wracam do siebie. Jutro mam
wykłady… Chcę się na nie wyspać w swoim własnym łóżku. – powiedziała i
spojrzała na bilet. – Co to jest?
- Numer chłopaka z imprezy. –
podniosłam na nią wzrok.
- Zadzwonisz? – spytała zaciekawiona.
- Coś ty. Oszalałaś? –położyłam
karteczkę na stoliku w garderobie i wyminęłam przyjaciółkę. Stanęłam, kiedy
dziewczyna nazwała mnie tchórzem. – Nie jestem tchórzem. Po prostu nie chcę się
narzucać. Tyle.
- Gdyby tego nie chciał myślisz,
że dałby Ci swój numer? – zawahałam się przez chwilę. Amy miała rację. Nie
dałby mi numeru gdyby nie chciał się ze mną jeszcze raz zobaczyć. Pokręciłam
przecząco głową. – No to na co czekasz? Zadzwoń do niego.
- Nie zadzwonię. – powiedziałam stanowczo.
- W ogóle?
- W ogóle. – skończyłam rozmowę i
poszłam do kuchni oznajmić Jake’owi, że możemy już jechać.
Amy
wyszła z domu razem z nami. Ja z asystentem menadżera wsiadłam do samochodu, a
ona poszła na piechotę. Nie wyobrażam sobie jej w samochodzie Jake’a. Po
pierwsze chłopak by jej nie pozwolił wsiąść do niego, a gdyby już Amy by na to
nie przystała… Droga do restauracji Aven dłużyła się niemiłosiernie, a panująca
cisza przytłaczała mnie. Cały czas zastanawiałam się czy zadzwonić do tego
chłopaka czy raczej nie. W sumie jeśli tego nie zrobię, zapewne już nigdy
więcej go nie zobaczę… A tego byś nie
chciała Tini. No właśnie, nie chciałabym, ale z drugiej strony boję się
wpisać jego numer na telefonie i kliknąć zieloną słuchawkę. Co powiem jak
odbierze? Proste, cześć, tutaj Kira.
Nie, to nie jest takie proste. No bo co on sobie pomyśli?
- Jesteśmy na miejscu. – Jake zaciągnął
ręczny i wysiadł z samochodu, aby móc otworzyć mi drzwi. Odpięłam pasy, a kiedy
chłopak podał mi rękę, chwyciłam ją. Stanęłam przed drzwiami do restauracji
Aven, w której nigdy wcześniej nie byłam. Pożegnałam się z Jake’m i weszłam do
holu. Nie wiedziałam gdzie mam iść. Z zdezorientowania wybawił mnie kelner.
- W czym mogę pomóc? – spytał z
szerokim uśmiechem.
- Jestem tutaj z kimś umówiona,
jednak nie wiem z kim. – powiedziałam, po chwili uświadamiając sobie jak to
brzmi. – Mój menadżer nie podał mi żadnych szczegółów.
- Menadżer? Hmm, chyba wiem już o
kogo chodzi. Pani nazwisko to… Evans? – zaglądnął do notatnika, który trzymał
cały czas w ręce. Skinęłam głową. – Proszę za mną. Niestety pani towarzysza
jeszcze nie ma, ale z tego co wiem, powinien zjawić się lada moment.
Szłam tuż za nim przez salę, na
której znajdowało się mnóstwo kwadratowych oraz okrągłych stołów. Na każdym z nich
znajdował się kaszmirowy obrus oraz palące się świece. Wystrój zapierał mi dech
w piersiach. Chciałam już usiąść i w spokoju podziwiać każdy detal
pomieszczenia. Kelner jednak prowadził mnie dalej. Nie zatrzymywaliśmy się przy
żadnym stoliku, co było dla mnie dziwne. W końcu stanęliśmy przed jakąś
kurtyną. Mężczyzna odsłonił mi przejście i zaprosił do środka. Weszłam do
niewielkiego pomieszczenia, które było jeszcze piękniejsze niż poprzednie. Na
wprost mnie znajdował się stolik ubrany w biały obrus. Na środku stał wazon z
bukietem róż, a naokoło niego rozstawione były malutkie świeczki, które pałały
wesołym ogniem. Krzesła zastąpione były dwiema narożnymi kanapami obitymi
czarną skórą. Usiadłam na jednej z nich, nie przerywając przyglądania się
miejscu. W jednym rogu znajdowała się dwuosobowa huśtawka, na której było
mnóstwo kolorowych poduszek. Całe pomieszczenie zachowane było w półmroku. Było
to idealne miejsce na romantyczną randkę bądź na spotkanie, o którym nie powinien
się nikt dowiedzieć.
Siedziałam
sama, odliczając w myślach sekundy do przyjścia mojego towarzysza. Na szczęście
nie czekałam długo. Po chwili kurtyna poruszyła się, a moim oczom ukazał się
chłopak o nieziemskim uśmiechu.
_________________________________________________________________________________
Chciałabym Was ogromnie przeprosić, że tak długo czekaliście na ten rozdział. Miałam niby wstawić go w środę, ale jednak nie miałam czasu, aby go dokończyć. Znowu nie wyszedł tak jak chciałam, no ale cóż... Mówi się trudno. Za tydzień zaczynają mi się ferie, więc może wtedy nadrobię pisanie i publikowanie rozdziałów?
Dziękuję za komentarze, które są WIELKĄ motywacją do dalszego pisania oraz proszę o następne haha :D